wtorek, 20 sierpnia 2013

Ostatni list

Mogę powiedzieć, że z tego jestem dumna :)
_____________________________________________________________


- Kochanie wróciłem – powiedział Mark i wszedł do kuchni. - Kochanie – powtórzył lecz nikt mu nie odpowiedział. Pewnie poszedł spać – pomyślał. Odwrócił się i spostrzegł list. Oczy rozszerzały się po przeczytaniu każdej linijki.


   Kochany Marku!

  Pewnie musisz być zdziwiony, ze zamiast mnie zastałeś tylko ten list.  W tym liście wyleje wszystkie żale i smutki ponieważ będzie to mój ostatni list.

  Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Mieliśmy wtedy po cztery latka. Ja siedziałem pod drzewem wiśni i rysowałem coś. Zawiał wiatr i jeden z kwiatów spadł mi na nos. Już miałem go zdjąć gdy pojawiłeś się Ty, zdmuchnąłeś go, posłałeś Mi najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem i najzwyczajniej w świecie odszedłeś.  Po kilku minutach podbiegłem do Ciebie, rzuciłem Ci się na szyję, pocałowałem w policzek i dałem kartkę. Narysowane były ma niej serduszka. To właśnie wtedy zakochałem się po raz pierwszy (i ostatni).  

  Pewnego razu natknąłem się na Ciebie i Rafała w dość nietypowej sytuacji. A mianowicie przyciskałeś go do ściany i całowałeś zachłannie. Wybaczyłem.

  Za drugim Twój kuzyn. Jak Mu było? A tak. Marcin. Wybaczyłem.

  Tamtej nocy gdy zobaczyłem w  Twoich objęciach innego mężczyznę myślałem, że śnię. Miałem nadzieje, że za chwilę obudzę się z krzykiem, a ty przytulisz mnie i wyszeptasz ,że nigdy mnie nie opuścisz, że jestem dla Ciebie najważniejszy. Ale to się nie stało.  Nadal leżałeś tam na naszym łóżku z tym Kimś. Oplatałeś Go ramionami jakby od tego zależało twoje życie. Pomyślałem wtedy Cur amare? Cur ita facis? *.  

 Zacisnąłem powieki ale to nie powstrzymało niechcianych łez.  Wybiegłem z Naszego domu i poszedłem do Shevy. Płakałem całą noc, a On siedział za mną i słuchał, po czym przytulił mnie i powiedział, że wszystko będzie dobrze.

  To koniec Kochany. Tamtej nocy skończyło się Me życie. Kiedy to czytacz stoję pewnie przed lustrem i przecinam kolejną żyłę, a do umywalki spadają kolejne krople Mej szkarłatnej krwi. Mówią, że krew oczyszcza.  Carus Valete**.
                                                                                                                     Twój Sebastian.

P.S Jestem ciekaw czy uronisz chociaż jedną łzę nad Mym martwym ciałem.


 - O nie – wyszeptał – tylko nie to. Błagam – wyszlochał i wypuścił kartkę rąk . Nogi same pokierowały go do łazienki. Chwycił za klamkę i spróbował otworzyć drzwi. Zamknięte. Cholera – pomyślał. Wziął rozbieg i wyważył przeszkodę.  Sebastian leżał na podłodze w kałuży własnej krwi. Jego czerwone włosy zlewały się ze szkarłatnym płynem. Fioletowooki podszedł do martwego ciała  i przycisnął je do własnej piersi. 

 - Przepraszam – wyszlochał w jego włosy – Boże tak mi przykro. Kocham cię Seba. Proszę obudź się. Obudź się i powiedz, ze to tylko głupi żart. Boże jak ja bym chciał cofnąć czas. Nigdy bym do tego nie dopuścił.- powiedział zapłakany. Jego uwagę przyciągnęła żyletka. Sięgnął po nią i przyłożył ja sobie do nadgarstka. Zanurzył ją w skórze i zrobił długie ciecie – od nadgarstka aż do łokcia. To samo zrobił na drugiej ręce.  Zrobił jeszcze kilka ciąć długie i krótkie, głębokie i płytkie po czym potłukł lusterko.

 - Kocham cię. Kochałem, kocham i kochać będę – powiedział uroczyście i podniósł największy kawałek szkła. Przystawił go sobie do gardła i pokonał ostatnia przeszkodę, która dzieliła go od wiecznego życia z ukochanym.
                                                                        KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz